niedziela, 5 stycznia 2014

Chapter three:

Chapter three:
  Całą noc przebudzałam się co chwile. Obudziłam się o 5.00 nad ranem. Nie mogłam już później zasnąć.Minęły dwa dni od rozmowy z tamtym typem, kiedy wróciłam wtedy do domu, nie obeszło się od kazania taty. Denerwują mnie cholernie takie sytuacje. Nie odbieranie telefonów czy spóźnienie nie jest przecież zbrodnią. W sumie.. u mnie w domu tak. Dlatego mam szlaban. Cudnie.
  Nadal byłam zdenerwowana tą całą sytuacją. Jestem na siebie zła jak nigdy. Nie wiem co mnie podkusiło, że zapytałam tego chłopaka o mojego Ojca. Zdradziłam nie tylko samą siebie, ale i tatę. Nie dosłownie, bo skłamałam jak tylko się dało, ale wiem, że on najprawdopodobniej nie da mi teraz spokoju.   Najlepiej byłoby dla nas gdybyśmy wszyscy wyjechali i nigdy nie wrócili. Tak bardzo zastanawia mnie co takiego zrobił mój ojciec. Dlaczego przyjachali tu po niego. Jak go w ogóle znaleźli i skąd go znają?  Jest tyle pytań, a na wszystkie brak odpowiedzi. Przeraża mnie ta cała grupka chłopaków, który go szuka, dlatego nie mam pojęcia co chcą zrobić. Także nie mam pojęcia co zrobie ja, aby się dowiedzieć. Dlaczego to musi być takie pokręcone? Nie zapytam przecież tych gości, żeby znowu się wkopać. Poszłam do łazienki i umyłam twarz zimną wodą. Spojrzałam w lustro i ujrzałam moją bladą twarz i moje ciemne, zmęczone oczy. Ubrałam sportową bluze i legginsy. Włosy związałam w wysoką kitkę. Postanowiłam, że pójdę pobiegać, mam nadzieję, że nikt nie zauważy. Ubrałam kurtkę i air maxy. Wychodząc z domu założyłam słuchawki na uszy i pobiegłam w strone długiej, zamglonej ulicy, która prowadziła nad rzekę.  Biegłam tak przez około pół godziny truchtem omijając resztki śniegu na chodniku. Zatrzymałam się przy brzegu zamarźniętej rzeki i usiadłam na kawałku zimnego i obskurnego  murku wrośniętego w ziemie. Wtedy nie myślałam o niczym. Nie chciałam myśleć. Przerastało mnie to. Aczkolwiek coś w głębi mi mówiło, że to dopiero początek, jednak ja nie dopuszczałam tego do siebie. Wyjęłam mojego Iphon’a z kurtki w celu sprawdzenia godziny. Była już  06.10  co oznacza, że siedziałam tu dłużej niż pół godziny. Dziś jest czwartek, więc znowu szkoła. Nie ważne. Wstałam z trudem rozprostowując kolana i biegłam tą samą ścieżką co poprzednio. Było tak przyjemnie cicho. Ani jednej żywej duszy. Podbiegłam do szerokiej ulicy przy skrzyżowaniu i bez zastanowienia ruszyłam na drugą strone. Nie byłam w połowie i z nikąd usłyszałam głośny warczący pojazd. Przez mgłe mogłam zobaczyć jedynie światło samochodu, a następnie poczuć mocne uderzenie..

Justin’s pov:

-Kurwa! , krzyknąłem głośno kiedy zauważyłem kogoś na ulicy. Ogarnęła mnie niesamowita adrenalina. Próbowałem zatrzymać się, ale było już za późno.                                                                                          
-Ja pierdole, mruknąłem do siebie wysiadając z samochodu. Podszedłem do osoby leżącej na ulicy i kucnąłem przy niej. Dziewczyna otworzyła lekko oczy i próbowała wstać, ale zrezygnowała przez ból i podparła się na łokciach.
- Mała, żyjesz? – odezwałem się wreszcie i obczaiłem ją wzrokiem. Miała długie kasztanowe włosy i ciemne, duże ,brązowe oczy. Na policzku widniało zadrapanie z którego krew chciała się wydostać. Chyba już ją gdzieś widziałem.
- Jak widać – mruknęła prawie niesłyszalnie. Druga próba wstania skończyła wylądowaniem na mnie. Zachichotałem z zażenowaniem. Zwinnie ją podtrzymałem i nudno zapytałem
- Co cię boli?
- Wszystko – odpowiedziała krzywiąc się. Prostując się złapała za biodro i syknęła. Najprawdopodobniej jest zbite albo nawet złamane. Obserwowałem ją i oblizałem usta.
- Coś ze mną nie tak? Najpierw mnie potrącasz, jesteś nie miły i do tego pożerasz mnie wzrokiem. - Wykrzyczała marszcząc przy tym czoło. – O boże – dodała szeptem i przyjrzała mi się bliżej i wtedy wiedziałem skąd ją znam. Na moją twarz wdarł się chytry uśmieszek. Mamy tu naszego „udzielacza informacji”
-Ciesz się suko, że cię nie zostawiłem – odpowiedziałem monotonnym głosem.
- W takim razie idź i daj mi spokój – szepnęła i ruszyła w strone chodnika. W pore złapałem ją za ręke, a ona nagle wpadła mi całkowicie w ramiona zrzucając cały swój ciężar na mnie. Ja zaskoczony spojrzałem na jej twarz,miała zamknięte oczy,zemndlała. Przeżuciłem ją sobie przez ramię i ruszyłem w strone samochodu.
- Masz szczęście, że mam dobry humor – Mruknąłem do siebie.
Wrzuciłem ją na tylne siedzenia, a ja usiadłem za kierownicą i odjechałem. Powinienem zawieść ją do szpitala, ale szczerze mam to w dupie. Trzeba było nie rzucać się pod koła.  James zna się na medycynie. Da jej jakieś lekarstwa, a w razie czego będziemy tak uczynni, że zrobimy jej prześwietlenie biodra. Cały sprzęt mamy w naszym domu.. Zaparkowałem w jednym z ogromnych garaży gdzie pomieściły by się pewnie z 4 samochody, każdy z chłopaków ma po jednym i jedny wspólny. Kto bogatemu zabroni. Ciężko pracujemy to się nam należy. Otworzyłem drzwi wejściowe mając na rękach dziewczyne. Nie znam jej jeszcze imienia, pomyślałem. Od razu przywitali mnie chłopaki.Nick zmarszczył brwi, a Rayan otworzył szeroko oczy.
- Spokojnie, to nie zwłoki. Potrąciłem ją po drodze. – zachichotałem widząc minę Rayan’a. Chłopaki wypuścili powietrze z ust i nagle zza rogu wyłonił się Zac.
- Justin, kolejna do ruchania? – Zapytał głośno z głupawym uśmieszkiem na twarzy. Zac jest jednym z grupy. Jest tak irytujący, że nie raz pewnie pobił bym go do nieprzytomności i z bólem muszę przyznać, że nie mogę, bo jest dobry.
- Nie idioto, James musi ją zbadać bo ją potrąciłem. – Westchnąłem – Gdzie on jest? – Dodałem.
- Na dole rozpakowuje towar. – Krzyknął wychodząc z kuchni Tom z ciastami w ręku. – Ładna – poruszył zabawnie brwiami. Tom jest typem zabawnego i wesołego chłopaka. Zawsze rozluźnia napięcie między nami. Dziewczyne położyłem na kanapę i ruszyłem na dół do piwnicy.
- Musisz mi pomóc – Ustałem na ostatnim stopniu schodka podpierając się o poręcz
- Cześć stary – Skarcił mnie - Co jest?
- Mam problem, bo potrąciłem laske.. Musisz ją zbadać. Leży na kanapie w salonie – powiedziałem podirytowany, że muszę mówić to po raz kolejny.
- Justin.- westchnął – czy ty możesz wreszcie jeździć ostrożnie? – zachichotał. Wywróciłem oczami i pozostawiłem go bez odpowiedzi. Wspólnie ruszyliśmy na góre i wchodząc do salonu zobaczyliśmy jak dziewczyna powoli się przebudza
- Więęc chłopaki- przeciągnąłem- to jest ta dziewczyna, która zna Perez’a. Powiedziałem dumnie a oni uśmiechnęli się szeroko.
- Ale chyba nie celowo ją potrąciłeś? – Zapytał Nick marszcząc brwi
- Co? Nie. Sama wpakowała mi się pod koła.. nie dokończyłem bo usłyszeliśmy syknięcie i wszyscy obróciliśmy głowę w tamtą strone.
- CO DO CHOLERY- krzyknęła dziewczyna w połowie siadając i rozglądając się dookoła. Trafiła zwrokiem na mnie a ja uśmięchnąłem się.
- Więc widzimy się znowu

__________________________________________________________________________________________
PRZEPRASZAM! Wiem, że nie dodałam rozdziału w tamtym tygodniu i mi głupio, że tak zaczynam. W każdym razie przepraszam. Chyba jedynie usprawiedliwienie moje jest takie, że było po świętach i + nowy rok
Ale dziś skończyłam  pisać już trzeci i .. podoba mi się! o dziwo! Postanowiłam, że zmienie czcionke, aby przyjemniej się czytało. PROSZE O KOMENTARZ NAWET ZWYKŁA LITERKA BARDZO MOTYWUJE + DZIĘKUJE