środa, 19 lutego 2014

Chapter four

Caren's Pov
+notka pod rozdziałem


   Zaczęłam szybciej oddychać. Jak ja się tu dostałam? Stało przede mną 5 nieznanych mi mężczyzn. Byłam w ogromnym, ładnie umeblowanym domu. Na pewno nie moim. Okej, coraz bardziej mnie to przerażało.  Moje ręce zaczęły się pocić z nerwów,a wzrokiem badałam każdy kąt domu.
- CO DO CHOLERY - krzyknęłam wreszcie kiedy odzyskałam co nieco odwagi. Spojrzałam na chłopaka o czekoladowych oczach. Znałam go. To on dziś mnie potrącił. tak! Powoli sobie wszystko przypominam.  Jego rozbawiona mina mnie powoli dezorientowała. Powiedział spokojnym i cichym głosem, ale na tyle bym usłyszała.
- Widzimy się znowu.
   Zmarszczyłam brwi. Nie wiedziałam co powiedzieć. Pod wpływem mojego głębokiego oddechu, kosmyki włosów, które wypadły z kucyka coraz opadały na mój policzek, który piekł niesamowicie.
   Było mi gorąco, ponieważ byłam w kurtce. Czułam ich wzrok na sobie co mnie krępowało. Wielokrotnie próbowałam wstać i wyjść z tamtąd. Niestety nie szło mi to. Z każdym ruchem czułam ból w biodrze, a moja głowa pulsowała jak nigdy. Przestraszyłam się. Zostałam potrącona,po czym straciłam przytomność. Bałam się, że mogło mi się coś stać a nie pojechałam do szpitala.. Można powiedzieć, że nie jestem jakby w pełni zdrową osobą. Mam problemy z moim zdrowiem od 11 roku życia, ale z czasem ataki takie jak mdlenie czy krwotoki z nosa ustąpiły jak skończyłam 14 lat. Moja 'choroba' jest tymczasowo zaleczona. Jednak mój lekarz powiedział, że to może wrócić. Narkotyki czy inne używki są dla mnie zabronione. Sportu niby też nie mogę uprawiać za dużo, ale najbardziej szkodzi mi stres. To spowodowało chorobę kiedy miałam 11 lat rodzice często się kłócili i mieli się rozstawać jednak moja choroba ich tak jakby 'złączyła. Rodzice w pewnym sensie dlatego są tacy jacy są. Choć nie wierze, że mojego tatę obchodzi to tak bardzo, dlatego nie pozwala mi funkcjonować jak zwyczajni nastolatkowie. Dlatego mam dla niego za złe.
- Powinniście mnie zawieść do szpitala.. - szepnęłam cicho. Chłopak, który spowodował wypadek fuknął i chciał coś powiedzieć, ale szybko mu przerwałam trochę głośniejszym tonem.
- Wiem, że to tylko zadrapania i ból w biodrze, ale tu chodzi o .. - przerwałam nie mam zamiaru im mówić o moim problemie. Wiedzą tylko rodzice.
- Zresztą.. Po prostu byłabym wdzięczna jeśli wytłumaczylibyście co akurat  TU robię. Mężczyzna, który stał oparty plecami o ścianę warknął. Wyglądał.. dobrze. Był przystojny. Jego mina wyrażała podirytowanie. Sprawiał wrażenie aroganckiego.. dupka. Wybaczcie, ale na prawdę wygląda jak by myślał, że jest władcą a inni jego poddanymi. Cokolwiek. Dwóch chłopaków siedziało na kanapie.  Wyglądali podobnie. Myślę, że są braci lub coś w ten deseń. Mieli sympatyczne miny i nie siedzieli jakby świat należał do nich.. Rozbawiony sytuacją chłopak z ciasteczkami w ręku, siedział na blacie i wierzgał nogami. wyróżniał się najbardziej z tego grona. Wyglądał na na prawdę fajnego i zabawnego chłopaka. Przynajmniej takie sprawiał wrażenie. Mężczyzna, o kruczych włosach, ze skupieniem zamykał drzwi na klucz, które chyba prowadziły do piwnicy. Musiał dopiero z niej wyjść, bo wcześniej go nie widziałam. Odwrócił się do nas, zmarszczył brwi a usta ułożył w dzióbek. Poważna mina i chłodny wzrok nie grała z małym, ale serdecznym uśmiechem na jego twarzy. Jednak brakowało mi chłopaka, który...
- Okej, James przeniesiesz ją na górę? Przygotowałem wszystko. - Chłopak, który mnie potrącił i imienia nie pamiętam krzyknął ze schodów z szerokim, zniewalającym uśmiechem na twarzy. Zaraz.. Przygotował CO? Mężczyzna o niebieskich oczach i kruczych włosach o imieniu James, skinął głową i podszedł do mnie. 
- Wo wo wo zaraz. Czekaj! - Odruchowo wyrzuciłam ręce do góry. I podniosłam się do pozycji siedzącej. 
- Co jest przygotowane i dlaczego ja mam tam iść? - dokończyłam z wyrzutem i wytrzeszczonymi oczami. James wywrócił oczami, podniósł dwoma palcami mój podbródek i przemówił głębokim i męskim głosem
- Chcemy Cię zbadać mała. Nie możemy zawieść cię do szpitala i nawet nie próbuj zapytać dlaczego. Prześwietlimy ci biodro i opatrzymy policzek. Więc przymknij się. Mamy cały sprzęt na górze. Nie marudź bo możemy Cię odwieźć z Justinem spowrotem na ulicę. - Starał się by brzmiało to miło jednak ja zadrżałam. Skinęłam głową i cicho podziękowałam. Czyli chłopak o miodowych włosach ma na imię Justin.. i chyba lubi potrącać dziewczyny. Poczułam silne ręce które dotykają moich pleców i ud. James uniósł mnie do góry i ruszył w stronę schodów. Wyglądał na najstarszego ze wszystkich. Wydaje się na poważnego mężczyznę. Znaleźliśmy się w pokoju który przypominał jak jeden ze szpitali. Położył mnie na łóżku i zdjął kurtkę więc byłam w samych topie który zakrywał mi tylko piersi, a odsłaniał brzuch i kolczyk w pępku. Nie pytajcie jakim cudem mam go. Alex namówiła mnie na to niedawno, kiedy byłyśmy na jej urodzinach. Nie wiem jakim cudem jej się udało mnie namówić. To straszne! Rodzice  by mnie zamordowali. Miałam to wyjąć, ale nie miałam kiedy.. Jednak ona uważa, że to atrakcyjne i seksowne. James razem z Justinem spojrzeli na siebie z cwanymi uśmieszkami pokręcili głowami.
- Więc jak masz na imię? - zapytał ostro Justin. Już chciałam odpowiedzieć kiedy przypomniałam sobie o sprawie z ojcem I co ja mam mu teraz powiedzieć?!  Jeśli zna imię jego córek? 
- Rozalie - odpowiedziałam po długim namyśle nie patrząc żadnemu z nich w oczy. To był prawidłowy wybór, ani nie skłamałam w sumie też nie powiedziałam prawdy. Okej ja tonę w kłamstwach, ale to dla mojego i mojej rodziny dobra. Jeszcze nawet nie wiem jaki chłopak ma zamiar co do mojego ojca. Justin stał oparty o ścianę z założonymi ramionami a James przygotowywał gazik i inne pierdoły na które teraz nie patrzyłam. Na razie nie męczył mnie na szczęście pytaniami, które pomogły by mu w poszukiwaniach.
- James..? - Zaczęłam nieśmiało. Nie wiedziałam jak mam się do nich odnosić.. Najwięcej słów zamieniłam z Justinem i no nie był miły. Raczej przerażający i w ogóle go nie znam to jednak mogę stwierdzić, że cokolwiek powiem nie tak, to robi się złym skurwysynem.
- Tak? - mruknął nie spoglądając na mnie
- Czy.. no wiesz, skąd umiesz się tym posługiwać? Studiowałeś medycynę czy coś w tym stylu?- poruszyłam się na fotelu czekając na odpowiedź jednak usłyszałam ich chichot. Podniosłam brwi.
- Nie, ale od dziecka mam z tym do czynienia, więc ..
- więc zamknij już się i nie zadawaj najlepiej żadnych pytań - wciął się Justin. Ten facet mnie irytuje. Na prawdę irytuje to go? Ja nawet powinnam wiedzieć i być pewna, czy James umie to robić. Próbowałam już nie zabierać niepotrzebnie głosu. Nie rozumiem jak można być tak niegrzecznym i odnosić się w ten sposób. 
 Olśniło mnie nagle! Nie! Już dawno powinnam być w domu! co ja mówię.. W SZKOLE!. Podniosłam się szybko do pozycji siedzącej i wzięłam głęboki, desperacki oddech. Syknęłam bo poczułam ból, ale bardziej interesowało mnie to ile lekcji mnie ominęło..
- Co jest? Chcesz jeszcze bardziej nadwyrężyć to nogę? pogięło cię?- warknął Justin
- Która godzina? - Powiedziałam głośnym i zdecydowanym głosem. Justin Wyciągnął iphon'a ze swojej kieszeni i powiedział
- 8:55 - spojrzał na mnie pytającym wzrokiem
- ughh, nie nie nie - szeptałam do siebie. 
-Ominęła mnie pierwsza lekcja, a na drugą mogę pomarzyć, że zdążę. - Justin głośno się zaśmiał a ja podniosłam jedną brew do góry.
- Dziecinko..tak bardzo lubisz chodzić do szkoły? - Starał się mówić przesłodzonym głosem, ale jego głęboka i zachrypnięta barwa mu uniemożliwiała. 
- Co? Nie. Nie lubię. Po prostu nigdy mi się to nie zdarzało.. I nie może się zdarzyć, bo moi rodzice zamknął mnie w domu już całkiem na zawsze. - Schyliłam głowę do dołu i potarłam dłońmi twarz. 
- Już się zdarzyło grzeczna córeczko - Cwanie się uśmiechnął. 
   Po badaniach siedziałam na kanapie i czekałam na Jamesa, który ma mi powiedzieć czy wyniki i zdjęcia są w porządku. Piłam ciepłą herbatę, którą zaproponował mi Tom. Miał mi dotrzymać przez te 10 minut towarzystwa. Tak jak myślałam jest dokładnym przeciwieństwem Justina. Jest bardzo zabawny i szalony.. Opowiedział mi parę swoich śmiesznych przygód związanych z Nickiem i Rayanem. I jak jednak się mi zdawało są obydwoje braćmi. Nawet bliźniakami.Nie miałam przyjemności się z nimi poznać, albo nieprzyjemności. Nie wiem. Powiedział mi też, żebym się nie przejmowała Zackiem na zaś,jeśli już coś do mnie powiedział 'bo niezła z niego męska kurwa' na szczęście jeszcze nie miałam z nim styczności.Kiedy zapytałam czy mieszkają tu wszyscy i od kiedy to zostałam opieprzona przez Jamesa 'że to nie mój cholerny interes' może i to prawda. Może nawet nie chciałam wiedzieć. Moje biodro okazało się tylko zbite i po paru dniach będę mogła już normalnie chodzić. Usłyszałam głośne kroki po schodach i krzyk, że mogę już się ubierać i wyjść przed dom, bo Justin mnie odwiezie. Nie chciałam, żeby robił to on, ale nie miałam wyjścia. Jesteśmy 2 kilometry za miastem. Musieli kupić ten dom na dniach po pamiętam jak przejeżdżałam tydzień temu był na sprzedaż. A raczej nie dom tylko zajebistą wille! Podeszłam do Justina a on rzucił mi w ręce kask.Zmarszczyłam brwi. Nawet nie zauważyłam tego .. O Mój Boże.
- Nie ma mowy. Nigdy jeszcze nie jeździłam na motorze a jeśli już miałabym to robić to z osobą której ufam, a nie takiej która mnie dzisiaj potrąciła. - powiedziałam na jednym wydechu. Spoglądając na niego. 
- Chuj mnie to obchodzi. Zaproponowałem że cie odwiozę, bo inaczej być wracała na pieszo, więc bądź mądra i lepiej nałóż to szybciej bo moja cierpliwość się powoli kończy. Na jego słowa się skuliłam i posłusznie założyłam kask. Niezgrabnie usiadłam na motor, który był cholernie duży. Nie miałam pojęcia gdzie się trzymać, a bałam się znowu zapytać. On zachichotał na moje zmieszanie i wziął pewnie moje dłonie i ułożył je sobie na brzuchu. Byłam spięta a on szczerzył się jak debil.
- Gotowa? - zapytał obracając głowę w moją stronę. Zdziwił mnie tym pytaniem. Nawet bardzo.
- T-tak, tak myślę- odpowiedziałam spoglądając w dół.
   Przez pół drogi miałam zamknięte oczy. Justin jechał z szaloną prędkością. Zatrzymał się na mojej dzielnicy, tam gdzie pierwszy raz go widziałam. Miałam praktycznie blok przed sobą. Na szczęście. Bo nie wiem czy bym doszła z bolącym biodrem. Zeszłam z motoru i oddałam mu kask cicho dziękując.   Chciałam się odwrócić i jak najprędzej pójść w stronę domu jednak poczułam zaciśniętą dużą dłoń na moim ramieniu przez co obróciłam się w 180 stopni.
- Mam nadzieję, że się jeszcze zobaczymy. - powiedział z małym uśmieszkiem na twarzy jednak zdanie brzmiało bardziej jak warknięcie.
- Ja nie - Szepnęłam tak by nie usłyszał jednak na moje szczęście, usłyszał i wzmocnił ucisk na ramieniu i leciutko szarpiąc przysunął mnie do siebie
- to inaczej..  - zaczął ciepło - Spodziewaj się tego, że się jeszcze zobaczymy - splunął i mnie puścił.
Pospiesznie, kuśtykając wróciłam do domu, nie oglądając się.
____________________________________________________________


Hej hej hej wszystkim! nie złośćcie się na mnie,że nie było mnie przez dłuugi czas, a raczej rozdziału. Już wyjaśniam. Na początku miałam szlaban na komputer i pierwszą część pisałam na telefonie w notatniku więc.. Pierwszy tydzień ferri nie było mnie w domu a w drugi tydzień laptop mój laptop się zepsuł. Był sporo czasu w naprawie dlatego rozdział jest dopiero dzisiaj! Na moje przeprosiny macie z perspektywy Caren i jest dłuugi. Dziękuje za tyle wyświetleń. Proszę was znowu o to byście komentowali, bo nie wiem czy mam dla kogo pisać:c Oczywiście pisze to też dla siebie jednak sprawia mi przyjemność czytanie komentarzy. Kocham was! Jeśli ktoś chcę być informowany proszę  pisać nazwę twittera w komentarzach.